File: pratchett

package info (click to toggle)
fortunes-pl 0.0.20130525-3
  • links: PTS, VCS
  • area: main
  • in suites: bookworm, bullseye, forky, sid, trixie
  • size: 3,368 kB
  • sloc: perl: 3,946; sh: 123; awk: 58; makefile: 9
file content (1475 lines) | stat: -rw-r--r-- 68,747 bytes parent folder | download | duplicates (4)
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
100
101
102
103
104
105
106
107
108
109
110
111
112
113
114
115
116
117
118
119
120
121
122
123
124
125
126
127
128
129
130
131
132
133
134
135
136
137
138
139
140
141
142
143
144
145
146
147
148
149
150
151
152
153
154
155
156
157
158
159
160
161
162
163
164
165
166
167
168
169
170
171
172
173
174
175
176
177
178
179
180
181
182
183
184
185
186
187
188
189
190
191
192
193
194
195
196
197
198
199
200
201
202
203
204
205
206
207
208
209
210
211
212
213
214
215
216
217
218
219
220
221
222
223
224
225
226
227
228
229
230
231
232
233
234
235
236
237
238
239
240
241
242
243
244
245
246
247
248
249
250
251
252
253
254
255
256
257
258
259
260
261
262
263
264
265
266
267
268
269
270
271
272
273
274
275
276
277
278
279
280
281
282
283
284
285
286
287
288
289
290
291
292
293
294
295
296
297
298
299
300
301
302
303
304
305
306
307
308
309
310
311
312
313
314
315
316
317
318
319
320
321
322
323
324
325
326
327
328
329
330
331
332
333
334
335
336
337
338
339
340
341
342
343
344
345
346
347
348
349
350
351
352
353
354
355
356
357
358
359
360
361
362
363
364
365
366
367
368
369
370
371
372
373
374
375
376
377
378
379
380
381
382
383
384
385
386
387
388
389
390
391
392
393
394
395
396
397
398
399
400
401
402
403
404
405
406
407
408
409
410
411
412
413
414
415
416
417
418
419
420
421
422
423
424
425
426
427
428
429
430
431
432
433
434
435
436
437
438
439
440
441
442
443
444
445
446
447
448
449
450
451
452
453
454
455
456
457
458
459
460
461
462
463
464
465
466
467
468
469
470
471
472
473
474
475
476
477
478
479
480
481
482
483
484
485
486
487
488
489
490
491
492
493
494
495
496
497
498
499
500
501
502
503
504
505
506
507
508
509
510
511
512
513
514
515
516
517
518
519
520
521
522
523
524
525
526
527
528
529
530
531
532
533
534
535
536
537
538
539
540
541
542
543
544
545
546
547
548
549
550
551
552
553
554
555
556
557
558
559
560
561
562
563
564
565
566
567
568
569
570
571
572
573
574
575
576
577
578
579
580
581
582
583
584
585
586
587
588
589
590
591
592
593
594
595
596
597
598
599
600
601
602
603
604
605
606
607
608
609
610
611
612
613
614
615
616
617
618
619
620
621
622
623
624
625
626
627
628
629
630
631
632
633
634
635
636
637
638
639
640
641
642
643
644
645
646
647
648
649
650
651
652
653
654
655
656
657
658
659
660
661
662
663
664
665
666
667
668
669
670
671
672
673
674
675
676
677
678
679
680
681
682
683
684
685
686
687
688
689
690
691
692
693
694
695
696
697
698
699
700
701
702
703
704
705
706
707
708
709
710
711
712
713
714
715
716
717
718
719
720
721
722
723
724
725
726
727
728
729
730
731
732
733
734
735
736
737
738
739
740
741
742
743
744
745
746
747
748
749
750
751
752
753
754
755
756
757
758
759
760
761
762
763
764
765
766
767
768
769
770
771
772
773
774
775
776
777
778
779
780
781
782
783
784
785
786
787
788
789
790
791
792
793
794
795
796
797
798
799
800
801
802
803
804
805
806
807
808
809
810
811
812
813
814
815
816
817
818
819
820
821
822
823
824
825
826
827
828
829
830
831
832
833
834
835
836
837
838
839
840
841
842
843
844
845
846
847
848
849
850
851
852
853
854
855
856
857
858
859
860
861
862
863
864
865
866
867
868
869
870
871
872
873
874
875
876
877
878
879
880
881
882
883
884
885
886
887
888
889
890
891
892
893
894
895
896
897
898
899
900
901
902
903
904
905
906
907
908
909
910
911
912
913
914
915
916
917
918
919
920
921
922
923
924
925
926
927
928
929
930
931
932
933
934
935
936
937
938
939
940
941
942
943
944
945
946
947
948
949
950
951
952
953
954
955
956
957
958
959
960
961
962
963
964
965
966
967
968
969
970
971
972
973
974
975
976
977
978
979
980
981
982
983
984
985
986
987
988
989
990
991
992
993
994
995
996
997
998
999
1000
1001
1002
1003
1004
1005
1006
1007
1008
1009
1010
1011
1012
1013
1014
1015
1016
1017
1018
1019
1020
1021
1022
1023
1024
1025
1026
1027
1028
1029
1030
1031
1032
1033
1034
1035
1036
1037
1038
1039
1040
1041
1042
1043
1044
1045
1046
1047
1048
1049
1050
1051
1052
1053
1054
1055
1056
1057
1058
1059
1060
1061
1062
1063
1064
1065
1066
1067
1068
1069
1070
1071
1072
1073
1074
1075
1076
1077
1078
1079
1080
1081
1082
1083
1084
1085
1086
1087
1088
1089
1090
1091
1092
1093
1094
1095
1096
1097
1098
1099
1100
1101
1102
1103
1104
1105
1106
1107
1108
1109
1110
1111
1112
1113
1114
1115
1116
1117
1118
1119
1120
1121
1122
1123
1124
1125
1126
1127
1128
1129
1130
1131
1132
1133
1134
1135
1136
1137
1138
1139
1140
1141
1142
1143
1144
1145
1146
1147
1148
1149
1150
1151
1152
1153
1154
1155
1156
1157
1158
1159
1160
1161
1162
1163
1164
1165
1166
1167
1168
1169
1170
1171
1172
1173
1174
1175
1176
1177
1178
1179
1180
1181
1182
1183
1184
1185
1186
1187
1188
1189
1190
1191
1192
1193
1194
1195
1196
1197
1198
1199
1200
1201
1202
1203
1204
1205
1206
1207
1208
1209
1210
1211
1212
1213
1214
1215
1216
1217
1218
1219
1220
1221
1222
1223
1224
1225
1226
1227
1228
1229
1230
1231
1232
1233
1234
1235
1236
1237
1238
1239
1240
1241
1242
1243
1244
1245
1246
1247
1248
1249
1250
1251
1252
1253
1254
1255
1256
1257
1258
1259
1260
1261
1262
1263
1264
1265
1266
1267
1268
1269
1270
1271
1272
1273
1274
1275
1276
1277
1278
1279
1280
1281
1282
1283
1284
1285
1286
1287
1288
1289
1290
1291
1292
1293
1294
1295
1296
1297
1298
1299
1300
1301
1302
1303
1304
1305
1306
1307
1308
1309
1310
1311
1312
1313
1314
1315
1316
1317
1318
1319
1320
1321
1322
1323
1324
1325
1326
1327
1328
1329
1330
1331
1332
1333
1334
1335
1336
1337
1338
1339
1340
1341
1342
1343
1344
1345
1346
1347
1348
1349
1350
1351
1352
1353
1354
1355
1356
1357
1358
1359
1360
1361
1362
1363
1364
1365
1366
1367
1368
1369
1370
1371
1372
1373
1374
1375
1376
1377
1378
1379
1380
1381
1382
1383
1384
1385
1386
1387
1388
1389
1390
1391
1392
1393
1394
1395
1396
1397
1398
1399
1400
1401
1402
1403
1404
1405
1406
1407
1408
1409
1410
1411
1412
1413
1414
1415
1416
1417
1418
1419
1420
1421
1422
1423
1424
1425
1426
1427
1428
1429
1430
1431
1432
1433
1434
1435
1436
1437
1438
1439
1440
1441
1442
1443
1444
1445
1446
1447
1448
1449
1450
1451
1452
1453
1454
1455
1456
1457
1458
1459
1460
1461
1462
1463
1464
1465
1466
1467
1468
1469
1470
1471
1472
1473
1474
1475
To właśnie Borass twierdził, że skamieniałe pola magiczne, występujące w
głębokich skałach, wskazują na zdarzające się czasem odwrócenie kierunku
wirowego Dysku. Jemu także zawdzięczamy kilka obiecujących teorii. Na przykład
tę, że skały pod innymi skałami są zapewne starsze od skał na wierzchu (a nie są
ułożone kolorystycznie, co było wytłumaczeniem w owym czasie powszechnie
uznawanym). Albo że kontynenty świata Dysku były kiedyś jednym wielkim lądem.
Albo że góry stopniowo zmieniają się w piasek, a nie na odwrót*.

* Każdy, kto choć raz próbował oczyścić ogródek warzywny z większych kamieni,
z pewnością zauważył, że po przelotnym choćby deszczu wyrasta świeży plon.
Nieważne, ile kamieni wywieziemy, wciąż znajdujemy nowe. Niewielki ogródek przez
długie lata generuje pięć czubatych taczek kamieni rocznie. Jeśli nie rosną jak
trufle, to jak właściwie można to wytłumaczyć, co?

			"Mappa" s. 19
%
Kontynenty z pewnością przemieszczały się po powierzchni (być może na jakiejś
odmianie kół, jeśli odrzucimy teorię roztopionej skały).

			"Mappa" s. 21
%
"Nie mówił żadnym konkretnym akcentem. Czasem trącił górskim szkockim jak
pasterz, który w niedzielę rano odkrył, do czego jeszcze mogą służyć owce."

                           Terry Pratchett, "Dobry Omen"
%
Tybetańscy orzekli, iż używanie starożytnych proc laserowych byłoby oszustwem

                           Terry Pratchett, "Dobry Omen"
%
- Reaktor waży około tysiąca ton i ma jedenaście metrów, więc musieliby to być
bardzo krzepcy terroryści.

                           Terry Pratchett, "Dobry Omen"
%
- A może chciałby pan zadzwonić do nich i zadać kilka pytań typowym dla pana
wyniosłym i bezczelnie oskarżycielskim tonem?

                           Terry Pratchett, "Dobry Omen"
%
Pepper także czytała komiksy, ale nawet na torturach nie przyznałaby się, że
ma również pisemko erotyczne dla nastolatek.

                           Terry Pratchett, "Dobry Omen"
%
Nie powiedział głośno, że to dziwne. Powiedziałby tak, widząc stado owiec
na rowerach grających Cztery pory roku Vivaldiego.

                           Terry Pratchett, "Dobry Omen"
%
Voodoo jest bardzo interesującą religią dla całej rodziny, nawet dla tych jej
członków, którzy już nie żyją.

                           Terry Pratchett, "Dobry Omen"
%
Była przekonana, że cierpi na anoreksję, ponieważ gdy tylko spoglądała w
lustro, widziała w nim tłustą kobietę.

                           Terry Pratchett, "Dobry Omen"
%
Kto wcześnie się z łóżka zbiera, ten wcześnie umiera.
				-- Rincewind

				Terry Pratchett, "Blask Fantastyczny"
%
Wielki jak światy. Stary jak Czas. Cierpliwy jak cegła.

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
Strój ten można sobie wyobrazić jako kombinezon do nurkowania, projektowany
przez ludzi, którzy nigdy nie widzieli morza.

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
Jednak takie pytania wywołują na ogół więcej kłopotów nić pożytku. Na przykład:
podobno kiedyś na przyjęciu ktoś zapytał słynnego filozofa Ly Tin Weedle'a
"Po co przyszedłeś?", i odpowiedź zajęła mu trzy lata.

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
Wyglądała jak książka, którą w bibliotecznych katalogach określa się jako
"lekko podniszczoną", choć uczciwość nakazuje przyznać, że sprawiała wrażenia
nadniszczonej, przedniszczonej, zaniszczonej, a prawdopodobnie również
śródniszczonej.

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
Obywateli Dysku z pretensjami do wyższej kultury zawsze irytowała myśl, że
rządzą nimi bogowie, dla których przykładem wzniosłego przeżycia artystycznego
jest dzwonek do drzwi z melodyjką.

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
Dysk, jako że jest płaski, nie posiada prawdziwego horyzontu. Niektórzy żądni
przygód żeglarze, którym od długiego wpatrywania się w jajka i pomarańcze
przychodzą do głowy głupie pomysły, próbowali czasem dopłynąć na antypody.
I szybko przekonywali się, dlaczego odległe statki wyglądają czasem tak, jakby
ginęły za krawędzią świata. Dlatego mianowicie, że giną za krawędzią świata.

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
Tymczasem bogowie byli równie zdziwieni jak magowie. Byli też bezsilni i w tej
kwestii niezdolni do jakiegokolwiek działania. Zresztą i tak zajmowała ich
trwająca całe eony wojna z Lodowymi Gigantami, którzy nie chcieli im zwrócić
pożyczonej kosiarki do trawy.

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
Nikt nie wiedział, co nastąpi, gdy jedno z Ośmiu Wielkich Zaklęć wypowie się
samo z siebie. Wyrażano jednak zgodne opinie, że najlepszym miejscem dla
obserwacji byłby sąsiedni wszechświat.

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
- Dlaczego tu jesteśmy?
- No cóż... Niektórzy twierdzą, że Stwórca Wszechświata zrobił dysk i wszystko,
co się na nim znalazło. Inni uważają, że to bardzo skomplikowana historia,
w której ważną rolę grają jądra Boga Niebios i mleko Niebiańskiej Krowy.
Jeszcze inni przekonują, że powstaliśmy wszyscy dzięki absolutnie przypadkowej
koncentracji cząstek prawdopodobieństwa.

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
Oczywiście działał on wbrew wszelkim regułom. Jednak Trymon wiedział o regułach
wszystko i zawsze uważał, że dobre są do stanowienia, nie do przestrzegania.

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
Wyjawić mu prawdę to kopnąć spaniela.

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
Mag pogrzebał przy poduszce na siedzeniu i wyjął niedużą skórzaną sakiewkę
z tytoniem i fajkę rozmiarów pieca do spalania odpadów.

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
Strzała zniknęła z dźwiękiem nie poddającym się opisowi. Jednak, by uzupełnić
obraz sytuacji, można uznać, iż był to zasadniczo "spang!" plus 3 dni ciężkiej
pracy w dowolnym, solidnie wyposażonym warsztacie elektronicznym.

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
- Może jeszcze kawałek stołu - zaproponował Rincewind.
- Dziękuję, nie lubię marcepana - odparł Dwukwiat. - Zresztą uważam, że nie
należy zjadać cudzych mebli.

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
Rincewind chciał nazbierać chrustu, ale zrezygnował. Trudno palić drewnem,
które zaczyna rozmowę.

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
I nawet siedmiostopowy drąg do ceremonialnego łechtania świń zmieścił się w
Bagażu jakoś bez trudu i nigdzie, zupełnie nigdzie nie wystawał.

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
W różnych częściach lasu grupy magów gubią się, krążą wokoło, ukrywają się
przed sobą nawzajem i irytują, ponieważ ile razy wpadną na drzewo, ono
przeprasza.

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
- Elfy! - krzyknął Swires, skoczył do mysiej dziury i zniknął.
- Co robimy? - zapytał Dwukwiat.
- Wpadamy w panikę? - zaproponował z nadzieją Rincewind.
Zawsze uważał, że panika jest najlepszą metodą ujścia z życiem. W dawnych
latach, jak tłumaczył swoją teorię, ludzie spotykający wygłodniałe szablozębne
tygrysy, dzielili się na tych, którzy wpadali w panikę, i tych, co stali w
miejscu powtarzając "Cóż za przepiękna bestia" albo "Kici kici".

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
Jednak bogowie rzadko spoglądają w niebo, zresztą w tej chwili zajęci byli
sporem z Lodowymi Gigantami, którzy nie chcieli przyciszyć radia.

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
Rincewind rozejrzał się. Sądząc po zmienności i malowniczości scenerii, równie
dobrze mógłby się teraz znajdować we wnętrzu piłeczki pingpongowej.

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
- Przed nami! - ryknął druid, przekrzykując pęd wiatru. - Podziwiajcie wielki
komputer niebios!
Rincewind spojrzał przez palce. Na horyzoncie wznosiła się gigantyczna
konstrukcja z szarych i czarnych płyt, ustawionych w koncentryczne kręgi i
tajemnicze aleje, groźne i posępne na tle śnieżnego krajobrazu. Z pewnością nie
ludzie ustawili to te zalążki gór... to z pewnością grupę olbrzymów zmienił w
kamienie jakiś...
- Wygląda jak kupa kamieni - stwierdził Dwukwiat.
Belafon znieruchomiał w połowie gestu.
- Co? - Nie zrozumiał.
- Jest bardzo ładna - dodał pospiesznie turysta. Szukał odpowiedniego
określenia.
- Etniczna - zdecydował.
Druid zesztywniał.
- Ładna? - powtórzył. - Tryumf technologii krzemu, cud współczesnych możliwości
budowlanych... ładny?
- Tak - potwierdził Dwukwiat, dla którego sarkazm był tylko słowem na siedem
liter, zaczynającym się na S.
(...)
Wokół kręgu druidzi stukali w megality małymi młoteczkami i nasłuchiwali
uważnie. Kilka ogromnych głazów leżało na boku, a każdy z nich otaczała inna
grupka druidów. Badali powierzchnię i sprzeczali się między sobą. Fachowe
określenia dryfowały aż do uszu Rincewinda.
- Nie ma mowy o niekompatybilności oprogramowania... ty durniu, przecież
Modlitwa Deptanej Spirali została zaprojektowana specjalnie dla kręgów
koncentrycznych...
- Moim zdaniem trzeba go zrestartować i na początek sprawdzić prostą ceremonię
księżyca...

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
W zasypanym śniegiem jarze niedaleko od kręgu czekał na staruszka wielki biały
koń przywiązany do wyschniętego drzewa. Zwierzę było smukłe i lśniące, a ogólne
wrażenie wspaniałego bojowego rumaka lekko tylko psuła umocowana do siodła
poduszka przeciw hemoroidom.

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
Cohen (który jadł końską zupę) wytłumaczył, że ludzie w Końskich Plemionach z
osiowych stepów rodzą się w siodle - choć Rincewind uważał to za ginekologiczną
niemożliwość.

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
Tymczasem bohater galopujący w tej chwili ku Wirowym Równinom nie mieszał się
do tych sporów, ponieważ nie traktował ich poważnie. Przede wszystkim jednak
dlatego, że bohater był bohaterką. Rudowłosą. Istnieje tendencja, by w tym
momencie zerknąć przez ramię na grafika i podyktować mu dokładny opis czarnej
skóry, wysokich butów i nagich ostrzy. Słowa typu "pełna", "zaokrąglona" czy
nawet "wyzywająca" wkradają się do narracji, aż wreszcie pisarz musi przerwać,
wziąć zimny prysznic i położyć się na chwilę. Co jest dość niemądre, ponieważ
kobieta zdecydowana mieczem zarabiać na życie nie będzie wędrować po świecie,
wyglądając jak ktoś z okładki katalogu wyrafinowanej bielizny dla pewnej
szczególnej grupy nabywców.

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
Tym razem jednak nie patrzył groźnie, lecz raczej żałośnie - jak pies, który
tarzał się wesoło w krowich plackach, po czym wrócił do domu i odkrył, że
rodzina przeprowadziła się na inny kontynent.

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
- Przepraszam bardzo, ale czy dobrze zrozumiałem? Mówimy o Śmierci, zgadza się?
Wysoki, chudy, puste oczodoły, specjalista od kosy?

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
To nierozsądne żywić do kogoś pretensje tylko dlatego, że ma puste oczodoły i
jest dumny ze swojej pracy. I wciąż używa kosy, zaznaczał często, gdy Śmierci
na innych światach już dawno zainwestowali w kombajny.

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
Magia! Więc takie to uczucie! Nic dziwnego, że magowie nie przepadali za seksem.
Rincewind wiedział, na czym polegają orgazmy. W swoim czasie sam kilka przeżył,
niekiedy nawet w towarzystwie.

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
Oto wieczna noc kosmosu. Miriady gwiazd lśnią niby diamentowy pył, czy też -
jak powiedzieliby niektórzy - niby ogromne kule wodoru, płonące w wielkiej
odległości. No, ale wiadomo, są ludzie, którzy powiedzieliby wszystko.

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
Po przeciwnej stronie horyzontu małe słońce Dysku starało się jak mogło, by
zajść normalnie. Jednak zyskało ledwie tyle, że miasto - nigdy nie
oszałamiające urodą  - przypominało teraz obraz fanatycznego artysty, który
narkotyzował się pastą do butów.

                           Terry Pratchett, "Blask fantastyczny"
%
To prawda, chociaż mówią o tym poeci.

                        Terry Pratchett, "Równoumagicznienie"
%
Wszystkie te chwile, które na zawsze zmieniają życie człowieka, przychodzą
niespodziewanie. Przykładem tego jest śmierć.

                        Terry Pratchett, "Równoumagicznienie"
%
A tymczasem prawda czekała na okazję do ujawnienia się niczym grabie ukryte w
trawie.

                        Terry Pratchett, "Równoumagicznienie"
%
W nocy niebo czerwone, rankiem miasto spalone.
				-- Z mądrości Babci Weatherwax

				Terry Pratchett, "Trzy wiedźmy" (?)
%
Liczne nędzne dzielnice doświadczyły powodzi, jeśli wolno użyć tego słowa
wobec cieczy, którą można nosić w siatce.

                           Terry Pratchett, "Trzy wiedźmy"
%
Powszechnie uznawano, że miasto jest bardzo zdrowe. Niewiele zarazków
potrafiło tu przetrwać.

                           Terry Pratchett, "Trzy wiedźmy"
%
Żłopanie przypomina picie, tylko więcej się wylewa.

                           Terry Pratchett, "Trzy wiedźmy"
%
Betzen, dowódca osobistej gwardii książęcej, był zabójcą tak skutecznym, jak
psychotyczna mangusta.

                           Terry Pratchett, "Trzy wiedźmy"
%
Rzeczy, które próbują wyglądać jak rzeczy, często wyglądają bardziej jak
rzeczy niż same rzeczy.

                           Terry Pratchett, "Trzy wiedźmy"
%
Sierżant stał na środku komnaty z obojętną miną człowieka oczekującego
rozkazów, który gotów jest stać tak i czekać, dopóki nie zepchnie go dryf
kontynentalny.

                           Terry Pratchett, "Trzy wiedźmy"
%
- No właśnie - stwierdziła Babcia trochę udobruchana. Nigdy nie opanowała
sztuki przepraszania, ale ceniła ją u innych.

                           Terry Pratchett, "Trzy wiedźmy"
%
- My... rozproszymy się - odpowiedział. - Tak. Rozproszymy się. Tak właśnie
zrobimy.
Ostrożnie sunęli przez paprocie. Sierżant przykucnął na poręcznym pieńkiem.
- Dobrze - szepnął. - Bardzo dobrze. Załapaliście mniej więcej, o co
zasadniczo chodzi. A teraz rozproszymy się znowu, ale tym razem rozproszymy
się osobno.

                           Terry Pratchett, "Trzy wiedźmy"
%
Zwyczajne traktowanie nie wywołałoby takich zgrzytów; niezbędne było staranne
traktowanie ich ciepłą wodą przez co najmniej kilka tygodni.

                           Terry Pratchett, "Trzy wiedźmy"
%
W długie noce na twardych kamieniach śnił o kobietach takich jak ta. Chociaż,
jeśli się dobrze zastanowić, to nie o takich; były lepiej wyposażone w
okolicach klatki piersiowej, nie miały takich czerwonych i spiczastych nosów,
włosy bardziej im falowały. Jednak Libido błazna miało dość rozumu, by
odróżnić niemożliwe od teoretycznie osiągalnego; pośpiesznie włączyło kilka
obwodów filtrujących.

                           Terry Pratchett, "Trzy wiedźmy"
%
Niania Ogg, która z sympatią patrzyła na świat, miałaby poważne kłopoty,
gdyby chciała powiedzieć coś miłego o głosie Magrat.

                           Terry Pratchett, "Trzy wiedźmy"
%
Jakiś głos w głębi umysłu czarownicy powiedział z naciskiem: powinnaś teraz
uciekać niby łagodna gazela; jest to działanie przyjęte w takich
okolicznościach. Natychmiast wtrącił się zdrowy rozsądek. Nawet w najbardziej
optymistycznym nastroju Magrat nie śmiałaby porównywać się z gazelą, łagodną
czy nie. Poza tym, dodał rozsądek, kluczowy problem w uciekaniu jak gazela
polega na tym, że najprawdopodobniej bez trudu zdołałaby uciec.

                           Terry Pratchett, "Trzy wiedźmy"
%
Poczuły je duchy, tłoczące się teraz w domu Niani Ogg niby drużyna rugby w
budce telefonicznej.

                           Terry Pratchett, "Trzy wiedźmy"
%
Mieszkańcy Morpork byli dość kosmopolityczni, jednak przejawiali swobodny,
rzeczowy stosunek do ras nieludzkich, mianowicie tłukli je cegłą po głowie i
wrzucali do rzeki. Nie dotyczyło to trollów, ma się rozumieć. Trudno jest
żywić rasowe uprzedzenia wobec istot mających siedem stóp wzrostu i
potrafiących przegryzać mury. W każdym razie trudno je żywić długo. Ale
istoty wzrostu trzech stóp były wręcz stworzone do dyskryminacji.

                           Terry Pratchett, "Trzy wiedźmy"
%
Drzwi odtworzyły się gwałtownie i jakiś człowiek wyszedł przez nie tyłem, nie
dotykając właściwie gruntu, dopóki nie uderzył o mur po drugiej stronie ulicy.

                           Terry Pratchett, "Trzy wiedźmy"
%
- Co zrobiła? - Książę nie rozumiał.
Sierżant wpatrywał się nieruchomo w obszar odsunięty o cztery cale na prawo
od książęcego krzesła.
- Dała mi filiżankę herbaty, sir - odpowiedział.
- A co z waszymi ludźmi?
- Oni też dostali.
Książę wstał i otoczył ramieniem okryte rdzewiejącą kolczugą plecy sierżanta.
Był w fatalnym nastroju. Wciąż mu się wydawało, że coś szepcze mu do ucha. Na
śniadanie podano mu owsiankę przesoloną i upieczoną z jabłkiem, a kucharz
dostał histerii. Od razu można było poznać, że książę jest niezwykle
poirytowany: był uprzejmy. A należał do ludzi, którzy są coraz grzeczniejsi,
w miarę jak burzy się ich temperament, aż do momentu kiedy słowa "Serdecznie
wam dziękuję" tną niczym ostrze gilotyny.
- Sierżancie - zaczął, prowadząc żołnierza przez pokój.
- Słucham, sir.
- Nie jestem pewien, czy wydałem wam jasne rozkazy - rzekł książę głosem węża.
- Sir...
- Możliwe, że niechcący wprowadziłem was w błąd. Zamierzałem powiedzieć:
"Sprowadźcie mi czarownicę, w łańcuchach, jeśli to konieczne", ale może w
rzeczywistości powiedziałem raczej "Idźcie i napijcie się herbaty". Czy coś
takiego miało miejsce?
Sierżant zmarszczył czoło. Do dzisiejszego dnia sarkazm nie pojawił się w
jego życiu. Doświadczenia z ludźmi, którzy byli na niego źli, przywodziły na
myśl raczej wrzaski i czasami parę kijów.
- Nie, sir - zaprzeczył.
- Zastanawiam się więc, dlaczego nie zrobiliście tego, co wam kazałem.
- Sir?
- Podejrzewam, że użyła jakiegoś magicznego słowa, prawda? Słyszałem to i owo
o czarownicach. - Książę minioną noc spędził na lekturze pewnych co bardziej
ekscytujących dzieł, poświęconych temu tematowi (napisanych przez magów,
którzy żyją w celibacie i około czwartej rano miewają dziwaczne pomysły).
Czytał dopóki obandażowane ręce nie zaczęły drżeć zbyt mocno. - Podejrzewam,
że ofiarowała wam wizje nieziemskich rozkoszy? Czy pokazała... - zadygotał -
...mroczne fascynacje i zakazane ekstazy, o których ludzie śmiertelni nie
powinni nawet myśleć, oraz demoniczne sekrety, które pogrążyły was w
głębinach męskich pożądań?
Książę usiadł i zaczął wachlować się chusteczką.
- Dobrze się czujesz, panie? - spytał niespokojnie sierżant.
- Co? Doskonale, doskonale.
- Jesteś całkiem czerwony, panie.
- Nie zmieniajcie tematu, człowieku - burknął książę i trochę się opanował. -
Przyznajcie: zaproponowała wam hedonistyczne, wyuzdane rozkosze znane tylko
adeptom sztuk zmysłowych. Prawda?
Sierżant stanął na baczność i patrzył prosto przed siebie.
- Nie, sir - odparł tonem człowieka, który mówi prawdę i niech się dzieję co
chce. - Zaproponowała mi bułeczkę.
- Bułeczkę?
- Tak, sir. Z rodzynkami.
Felmet znieruchomiał, walcząc o spokój wewnętrzny.
- A co na to wasi ludzie? - zdołał w końcu wykrztusić.
- Też dostali po jednej. Wszyscy z wyjątkiem młodego Rogera, który nie może
jeść owoców ze względu na swoje kłopoty.
Książę oparł się o ścianę i zasłonił dłonią oczy. Urodziłem się, by rządzić
na równinach, myślał, gdzie wszystko jest płaskie, gdzie nie ma takiej pogody
i w ogóle, i gdzie ludzie nie zachowują się, jakby byli z ciasta. Ten
sierżant musi mi powiedzieć, co dała Rogerowi.
- Dostał sucharka, sir.

                           Terry Pratchett, "Trzy wiedźmy"
%
- Gdzie Niania?
- Leży na trawniku - wyjaśniła Babcia. - Czuje się trochę słabo.
  Z zewnątrz dobiegł głos Niani Ogg, która czuła się słabo na całe gardło. (...)
Z trawnika przed domem dobiegł zgrzytliwy, ale entuzjastyczny głos Niani Ogg,
obwieszczającej całemu światu, że Laska Maga ma na czubku Gałkę.

			"Trzy wiedźmy"
%
  Postacie przy stole uniosły głowy znad kart.
  Jedna z nich podniosła rękę. Sterczała z ramienia i miała pięć palców na
końcu, twierdził umysł oberżysty. Zatem musiała być ręką.
  Jedynym, od czego umysł oberżysty nie zdołał się odciąć, były głosy. Ten
brzmiał tak, jakby ktoś zwiniętym arkuszem ołowiu uderzał w skałę.
  BAROWA OSOBO.
  Oberżysta jęknął słabo. Termiczne lance grozy z wolny wytapiały stalowe drzwi
umysłu.
  NIECH POMYŚLĘ. TO... ZARAZ, CO TO BYŁO?
- Krwawa Mary.
  Ten głos z kolei sprawiał, że zwykłe zamówienia brzmiały jak wypowiedzenie
wojny.
  A TAK. I JESZCZE...
- Ja miałem ajerkoniak - oświadczył Zaraza.
  I AJERKONIAK.
- Z wisienką.
  DOBRZE, stwierdził ciężki głos nieszczerze. A DLA MNIE MAŁY KIELISZEK PORTO.
I... Mówiący zerknął naprzeciw, na ostatniego członka kwartetu, i westchnął.
MOŻE LEPIEJ PRZYNIEŚ JESZCZE JEDNĄ PORCJĘ ORZESZKÓW.

			"Czarodzicielstwo" s. 243
%
  CIĘŻAR NIE MA TU NIC DO RZECZY. MÓJ WIERZCHOWIEC PRZENOSIŁ ARMIE. PRZENOSIŁ
MIASTA. PRZENOSIŁ WSZYSTKIE ISTOTY, KIEDY NADESZŁA ICH GODZINA, oznajmił Śmierć.
ALE WAS TRZECH NOSIŁ NIE BĘDZIE.
- Dlaczego nie?
  TO KWESTIA SPOJRZENIA NA SPRAWĘ.
- No to nieźle będziemy wyglądać - mruknął z przekąsem Wojna. - Jeden Jeździec i
Trzech Pieszych Apokralipsy.
- Może byś ich poprosił, żeby na nas zaczekali? - zaproponował Zaraza głosem
brzmiącym jak ściekanie kropli na dno trumny.
  MAM SPRAWY DO ZAŁATWIENIA, odparł Śmierć. Zastukał cicho zębami. JESTEM
PEWIEN, ŻE JAKOŚ SOBIE PORADZICIE. ZWYKLE WAM SIĘ UDAJE.
  Wojna spoglądał na oddalającym się koniem.
- On czasami naprawdę działa mi na nerwy. Dlaczego tak mu zawsze zależy, żeby
mieć ostatnie słowo?
- Przypuszczam, że to siła przyzwyczajenia.
  Zawrócili do tawerny. Przez chwilę żadan się nie odzywał.
- Gdzie jest Głód? - spytał w końcu Wojna.
- Poszedł szukać kuchni.
- Aha.
  Wojna kopnął opancerzoną stopą w ziemię i pomyślał o odległości dzielącej ich
od Ankh. Popołudnie było niezwykle upalne. Apokralipsa mogła sobie poczekać.
- Strzemiennego? - zaproponował.
- A powinniśmy? - spytał z powątpiewaniem Zaraza. - Czekają na nas. Nie
chciałbym zawieść ludzi.
- Mamy dość czasu na jeden szybki - nalegał Wojna. - Zegary w tawernach nigdy
dobrze nie chodzą. Mamy mnóstwo czasu. Do końca świata.

			"Czarodzicielstwo" s. 248-249
%
- Znajdziesz miejsce na jeszcze jeden, staruszku - zapewnił Wojna.
  Zaraza chwiał się niepewnie.
- Chyba powinniśmy już ruszać - wymruczał bez przekonania.
- Daj spokój.
- No dobrze, ale tylko pół. A potem zaraz idziemy.
  Wojna klepnął go w plecy i zerknął na Głód.
- Dla ciebie musimy poszukać kolejnych piętnastu torebek fistaszków.

			"Czarodzicielstwo" s. 253
%
- Prosiaczki - wybełkotał Wojna. - To były prosiaczki. - Okryta hełmem głowa
stuknęła o bar. Uniósł ją z wysiłkiem. - Prosiaczki - powtórzył.
- Nie nie nie - sprzeciwił się Głód, niepewnie unosząc palec. - To jakieś inne
udamo... udoma... domowe zwierzęta. Jak owca. Jałówka. Kotki? Coś takiego. Nie
prosiaczki.
- Pszczółki - stwierdził Zaraza i wolno zsunął się ze stołka.
- No d...dobrze - rzekł Wojna, nie zwracając na niego uwago. - Jeszcze raz. Od
początku.
  Podał rytm, stukając w brzeg kieliszka.
- Były sobie... niezidentyfikowane udomowione zwierzęta... trzy i był wilk
okropnie zły... - Głos mu zadrżał.
- Traaa laaa laaa - zawodził z podłogi Zaraza.
  Wojna pokręcił głową.
- Wiecie, to nie to samo - westchnął. - Bez niego jakoś nie idzie. Pięknie
wchodził basem.
- Traaa laaa laaa - powtórzył Zaraza.
- Zamknij się - burknął Wojna i niepewną dłonią sięgnął po butelkę.

			"Czarodzicielstwo" s. 256
%
- Wojno...
- Cco...?
- Czy nie było... - Zaraza po omacku szukał kieliszka. - ...Nie mieliśmy jakiejś
sprawy?
- Cco...?
- Powinniśmy... Chyba coś powinniśmy teraz robić - wtrącił Głód.
- Zgaddza się. Mamy sspotkanie.
- Tę... - Zaraza wpatrzył się zadumany w swój drink. - To coś...
  Smętnie patrzyli na ladę. Oberżysta dawno już uciekł. Pozostało jeszcze kilka
nie otwartych butelek.
- Okra - oznajmił w końcu Głód. - To było to.
- Nie.
- Apo... Apostrof - zaproponował niepewnie Wojna.
  Pokręcili głowami. Przez chwilę zgodnie milczeli.
- A co to znaczy "apokryficzny"? - spytał Zaraza, zaglądając w skupieniu do
jakiegoś wewnętrznego świata.
- Wątpliwy - odparł Wojna. - Tak myślę.
- Więc to nie to?
- Chyba nie - przyznał posępnie Głód.
  Zapadło kłopotliwe milczenie.
- Łyknijmy jeszcze po jednym. - Wojna wziął się w garść.
- I słusznie...

			"Czarodzicielstwo" s. 266
%
- Apogeum - oświadczył Wojna. - Albo coś podobnego. Jestem pewien.
  Wytoczyli się z tawerny i siedzieli teraz na ławce, grzejąc się w
popołudniowym słońcu. Nawet Wojna dał się przekonać i zdjął niektóre części
pancerza.
- Nie wiem - mruknął Głód. - Nie wydaje mi się.
  Zaraza przymknął przekrwione oczy i oparł się o rozgrzany kamień.
- Myślę - powiedział - że miało to jakiś związek z końcem świata.
  Wojna wyprostował się i w zadumie poskrobał podbródek. Czknął.
- Jak to? - zdziwił się. - Całego świata?
- Chyba tak.
  Wojna zastanawiał się jeszcze przez chwilę.
- W takim razie odbył się bez nas - stwierdził.

			"Czarodzicielstwo" s. 287
%
Istniał tylko jeden powód, by nie twierdzić, że Nobby bliski jest królestwa
zwierząt: taki, że królestwo zwierząt by wstało i odeszło jak najdalej.

			"Straż! Straż!" s. 51
%
  Nikt nie wie, dlaczego krasnoludy, które w domu, w górach prowadzą spokojne,
uporządkowane życie, zapominają o nim natychmiast, gdy tylko przeniosą się do
miasta. Coś nachodzi nawet najbardziej nieskazitelnego górnika rudy i każe mu
stale chodzić w kolczudze, nosić topór, zmieniać nazwisko na coś w rodzaju
Gardłołapa Łydkopacza i zapijać się do ponurej nieprzytomności.

			"Straż! Straż!" s. 58
%
Skinął głową trollowi, zatrudnionemu tu jako rozgnitajło*. (...)

* Jak wykidajło, tyle że trolle używają większej siły.

			"Straż! Straż!" s. 61
%
- On się tam bije! - zawołał, chwytając kapitana za ramię.
- Całkiem sam? - spytał Vimes.
- Nie, ze wszystkimi! - krzyknął Nobby i podskoczył.

			"Straż! Straż!" s. 64
%
- Co to jest? - spytał Nobby.
  Przedmiot był mniej więcej okrągły, w dotyku podobny do drewna, a uderzony
wydawał dźwięk jak linijka stukająca o krawędź biurka.
  Sierżant Colon postukał jeszcze raz.
- Poddaję się - oświadczył.
  Marchewa z dumą wyjął obiekt z pogniecionego opakowania.
- Ciasto - wyjaśnił, wsuwając pod spód obie dłonie i z pewnym wysiłkiem
podnosząc okrągły przedmiot. - Od mojej mamy.
  Zdołał ułożyć go na stole, nie przycinając sobie palców.
- Można je zjeść? - zdziwił się Nobby. - Minęły miesiące, zanim do nas dotarło.
Chyba się zeschło.
- Nie, to specjalny krasnoludzki przepis. Ciasta krasnoludów nigdy nie
wysychają.
  Sierżant Colon jeszcze raz stuknął w twardą powierzchnię.
- Nie, chyba faktycznie nie - przyznał.

			"Straż! Straż!" s. 218
%
- Nad gorzelnią whisky Jimkina Bearhuggera - stwierdził (...)
- Byłem tam kiedyś - wyznał. - Pewnej nocy sprawdziłem drzwi i same się
otworzyły.
- W końcu pewnie tak - mruknął kwaśno Colon.
- No to musiałem zajrzeć do środka. Prawda? Musiałem sprawdzić, czy ktoś tam nie
popełnia przestępstwa. Ciekawie to wygląda. Same rury i różne takie. A jaki
zapach...
- "Każda butelka leżakuje do siedmiu minut" - zacytował Colon. - "Wypij
kropelkę, zanim odejdziesz", piszą na etykietach. I słusznie. Kiedyś wypiłem
kropelkę i odszedłem na cały dzień.

			"Straż! Straż!" s. 245
%
- To prawda, to prawda - zapewnił szybko Nobby, zerkając na gniewne oblicze
sierżanta. - Ale na wszelki wypadek, rozumiesz, gdyby... choć to szansa jedna na
milion... gdyby spudłował... Nie mówię, że spudłuje, zaznaczam, trzeba jednak
przygotować się na wszystkie możliwości... Gdyby w wyniku straszliwego pecha nie
całkiem mu się udało trafić prosto w czułość, wtedy smok się rozgniewa i chyba
lepiej, żeby nas tu nie było. Wiem, że to mało prawdopodobne. Możecie
powiedzieć, że marudzę. To wszystko.
  Sierżant Colon z wyniosłą miną poprawił zbroję.
- Kiedy są najbardziej potrzebne - oznajmił - szanse jedne na milion zawsze się
sprawdzają. To powszechnie znany fakt.

			"Straż! Straż!" s. 248
%
- Coś mi przyszło do głowy.
- Co takiego sierżancie? - zainteresował się Marchewa.
  Sierżant Colon zrobił bolesną minę.
- No... A jeśli to nie jest szansa jedna na milion?
  Nobby spojrzał na niego zdziwiony.
- Co pan ma na myśli?
- No wiecie, prawda, rzeczywiście ostatnia rozpaczliwa szansa jedna na milion
zawsze się sprawdza, to fakt, jasna sprawa, ale... Zasada jest bardzo, jak jej
tam, szczegółowa. Jest?
- Pan wie lepiej.
- A jeśli to szansa jedna na tysiąc?
- Co?
- Czy kto słyszał, żeby szansa jedna na tysiąc się sprawdziła?
  Marchewa podniósł głowę znad listu.
- Niech pan nie żartuje, sierżancie - powiedział. - Nikt jeszcze nie widział,
żeby spełniła się szansa jedna na tysiąc. Szansa na to jest jak... - Bezgłośnie
poruszył wargami. - Jak jeden do milionów.
- Tak. Milionów - zgodził się Nobby.
- Czyli uda się tylko wtedy, kiedy mamy szansę dokładnie jedną na milion -
podsumował sierżant.
- Chyba rzeczywiście - przyznał Nobby.
(...)
- W takim razie szansa jest o wiele większa niż jeden do miliona - stwierdził
Marchewa. - Może nawet jedna na sto. Jeżeli smok leci wolno, a czułe miejsce
jest duże, może sięgnąć niemal pewności.
  Colon poruszał wargami, wypróbowując w myślach brzmienie zdania "To prawie
pewne, ale może się udać". Pokręcił głową.
- Nie.
- W takim razie musimy... - oświadczył wolny Nobby - ...poprawić nasze szanse.

			"Straż! Straż!" s. 251-252
%
  Nobby przechylił głowę.
- Wygląda obiecująco - ocenił krytycznie. - Chyba mamy to o co chodzi. Szansa,
że człowiek z twarzą umazaną sadzą, z wysuniętym językiem i śpiewający Pieśń o
jeżu trafi smoka w czułe miejsce będzie jakaś... Jak myślisz, Marchewa?
- Myślę, że jedna na milion.

			"Straż! Straż!" s. 256
%
- Mówi: Dziewczyna chce lepkich rzeczy do jedzenia w pudełku z kokardą, ja
robię pudełko z kokardą, ona otwiera, krzyczy i mówi, że obdarty ze skóry
koń to nie to, co myślała.

                           Terry Pratchett, "Ruchome Obrazki"
%
  A przecież pomysł, by wybrać na nadrektora kogoś, kto od czterdziestu lat
nie postawił nogi na Niewidocznym Uniwersytecie, wydawał się naprawdę
znakomity.
(...)
  Wydawał się idealny.
- Odpowiedni człowiek - uznali wszyscy. - Nowa miotła. Nowe porządki. Wiejski
mag. Powrót do natury, do korzeni magii... Wesoły staruszek z fajką i
błyszczącymi oczami. Taki co potrafi jedno zioło odróżnić od drugiego, taki co
idzie przez las, a każdy zwierz jest mu bratem. Te rzeczy. Sypia pod gwiazdami
jak nic. Nie zdziwimy się, jeśli wie, co mówi wiatr. Można się założyć, że zna
imię każdego drzewa. I jeszcze rozmawia z ptakami.
  Wysłano gońca. Ridcully Bury westchnął, poklął trochę, w warzywniku znalazł
swoją laskę, służącą za podpórkę stracha na wróble, i wyruszył.
  ...A jeśli zacznie sprawiać kłopoty, dodali magowie, choć już tylko w myślach,
to przecież kogoś, kto gada do drzew, można się bez kłopotu pozbyć.
  A potem Ridcully Bury przybył i okazało się, że rzeczywiście rozmawia z
ptakami. Właściwie to krzyczy na ptaki, a krzyczy zwykle "Trafiłem cię, draniu!"
(...)
  W ciągu dwunastu godzin od przybycia Ridcully umieścił w spiżarni dla służby
stado myśliwskich smoków, ostrzelał ze swej potwornej kuszy wrony na starożytnej
Wieży Sztuk, wypił tuzin butelek czerwonego wina i zwalił się do łóżka o drugiej
nad ranem, śpiewając piosenkę ze słowami, które co starsi i obdarzeni słabszą
pamięcią magowie musieli sprawdzać w słownikach.
  Po czym wstał o piątej rano i poszedł polować na kaczki wśród mokradeł wokół
ujścia Ankh.

			"Ruchome Obrazki" s. 17-18
%
  Jedyną osobą, której nie przerażał ów okropny człowiek, okazał się Windle
Poons. Windle Poons miał sto trzydzieści lat i był głuchy.
(...)
  Nowy nadrektor podczas jedzenia na nic prawie nie zwracał uwagi, a Poons nie
zauważał, że nikt mu nie odpowiada, więc doskonale się dogadywali.

			"Ruchome Obrazki" s. 18
%
  Spojrzeli na wózek Poonsa.
  Istnieją wózki inwalidzkie lekkie i zbudowane tak, by umożliwić ich
właścicielom swobodne i niezależne funkcjonowanie w nowoczesnym społeczeństwie.
Wobec pojazdu, z jakiego korzystał Windle Poons, były niczym gazele wobec
hipopotama. Poons doskonale rozumiał swoje funkcje w nowoczesnym społeczeństwie;
polegały one na byciu popychanym i ogólnie obsługiwanym przez innych.
  Jego wózek inwalidzki był szeroki, długi, sterowany małym przednim kółkiem
poprzez długi uchwyt z lanego żelaza. Lane żelazo było też zasadniczym elementem
konstrukcji. Kute barokowe elementy zdobiły ramę, która wyglądała jak zrobiona
z połączonych żelaznych rynien. Tylne koła nie miały wprawdzie umocowanych
ostrzy, jednak sprawiały wrażenie, jakby te ostrza stanowiły opcjonalny dodatek.
Tu i tam sterczały jakieś straszne dźwignie o funkcjach znanych tylko Poonsowi.
Był też wielki skórzany dach, który - rozłożony w ciągu zaledwie kilku godzin -
chronił pasażera przed deszczem, ulewą, a prawdopodobnie również uderzeniami
meteorów i walącymi się budynkami. Dla zapewnienia rozrywki przedni uchwyt
wyposażono w zestaw trąbek, syren i gwizdków, którym Poons zwykle informował o
swojej trasie po korytarzach i dziedzińcach Uniwersytetu. Co prawda trzeba było
silnego mężczyzny, by wprawić wózek w ruch, ale kiedy już jechał, czynił to w
sposób majestatyczny i niepowstrzymany; może i miał hamulce, ale Windle Poons
nigdy nie starał się ich znaleźć. Kadra i studenci wiedzieli, że jedyną nadzieją
ocalenia, kiedy usłyszą blisko trąbienie albo gwizd, jest rozpłaszczenie się na
najbliższej ścianie i odczekanie, aż straszliwa machina przejedzie obok ze
stukiem.

			"Ruchome Obrazki" s. 241-242
%
- Sztuczne brody! - zawołał tryumfalnie wykładowca run współczesnych. -
Powinniśmy nosić sztuczne brody.
  Kierownik wzniósł oczy do nieba.
- Przecież wszyscy mamy brody - przypomniał. - Po co nam sztuczne do przebrania?
- To jest właśnie najsprytniejsze. Człowieka ze sztuczną brodą nikt nie będzie
podejrzewał, że ma pod spodem brodę prawdziwą. Mam rację?

			"Ruchome Obrazki" s. 244
%
- Gdybyśmy mieli poszwę na poduszkę bez poduszki w środku i wsunęli ją pod szatę
kierownika katedry tak, żeby widać było brzeg, wyglądałby jak ktoś chudy, kto
próbuje użyć poduszki, żeby wyglądać na strasznego grubasa - zaproponował któryś
z entuzjazmem. Napotkał wzrok kierownika katedry i zamilkł.

			"Ruchome Obrazki" s. 245
%
  Konia zaś ścigał trzykołowy leżak, który na dwóch kołach brał zakręty i
strzelał za sobą iskrami. Był obwieszony magami i wszyscy krzyczeli co sił w
płucach. Od czasu do czasu któryś wypadał i musiał biec za pojazdem, aż nabrał
szybkości i wskakiwał znowu.
  Trójce się ta sztuka nie udała. To znaczy jednemu udała się na tyle, że
pochwycił wiszący z tyłu skórzany dach, a pozostałej dwójce na tyle, że złapali
za szatę tego z przodu. Teraz, przy każdym skręcie, ogon trzech krzyczących
"Łaaa!" magów szorował na boki po drodze.

			"Ruchome Obrazki" s. 275
%
Śmierć zrezygnował z ognistych wierzchowców i końskich szkieletów, bo
stwierdził, że są niepraktyczne. Zwłaszcza te ogniste. Stale podpalały własną
podściółkę, a potem stały w środku pożaru z zakłopotaną miną.

                        Terry Pratchett, "Kosiarz"
%
W korytarzu domu Śmierci stoi zegar z wahadłem podobnym do ostrza, ale bez
wskazówek, ponieważ w domu Śmierci nie ma czasu. Istnieje tylko "teraz"
(Oczywiście, bywało też teraz przed obecnym teraz, ale to również teraz. Tyle
że starsze).

                        Terry Prachett, "Kosiarz"
%
Wahadło (...) kołysze się z cichym dudnieniem, delikatnie odcinając plasterki
interwałów od szynki wieczności.

                        Terry Prachett, "Kosiarz"
%
  I zamiast zajmować się prawdziwą nauką*, uczeni zaczęli nagle tłumaczyć, że
poznanie czegokolwiek jest niemożliwe i że nie ma czegoś takiego, co można by
nazwać rzeczywistością, którą da się poznawać, i jakie to wszystko strasznie
ciekawe... (...)

(*) Na przykład odszukaniem tego przeklętego motyla, który - trzepocząc
skrzydełkami - powoduje wszystkie burze, jakie nas nachodzą, i zmuszenie go,
żeby przestał.

			"Wyprawa czarownic" s. 10
%
  Błędna wymowa może mieć fatalne skutki. Pewien chciwy szeryf Yl-Abi został
kiedyś przeklęty przez niewykształcone bóstwo i wszystko, czego dotknął,
zmieniało się w Zołto, który okazał się być niedużym krasnoludem z oddalonej o
setki mil górskiej osady. Klątwa magicznie ściągała go do królestwa i kopiowała
bezlitośnie. Jakieś dwa tysiące Zołtów później klątwa się wreszcie wyczerpała.
Obecnie mieszkańcy Yl-Abi znani są z niezwykle niskiego wzrostu i skłonności do
irytacji.

			"Wyprawa czarownic" s. 13
%
  Widzisz? Muszę wysłać je wszystkie trzy do Genoi. Muszą tam trafić, bo
widziałam, że tam są. I koniecznie wszystkie trzy. To niełatwe z takimi osobami
jak one. Muszę użyć głowologii. Muszę sprawić, żeby same się wysłały. Powiesz
Esme Weatherwax, że ma gdzieś jechać, to z czystej przekory się nie ruszy. Ale
jeśli jej powiesz, że nie wolno jej jechać, pobiegnie choćby po tłuczonym szkle.
Tak już jest z Weatherwaxównymi. Nie umieją przegrywać.

			"Wyprawa czarownic" s. 18
%
  Na kuchennym stole leżał długi pakunek, niewielki stosik monet i koperta.
  Hurker otworzył kopertę, choć nie była zaadresowana do niego. Wewnątrz znalazł
mniejszą kopertę i liścik.
  Liścik brzmiał: "Paczę na ciebie, Albercie Hurker. Odniesiesz paczkę i
kopertę, a gdybyś spróbował zajrzeć do śrotka, czeka cię coś strasznego. Jako
zawodowa dobra wrószka i matka chszesna nie mogę nikogo pszeklinać, ale
pszewiduję, że to coś będzie związane z ugryzieniem przez wściekłego wilka, asz
noga ci zsinieje, zaropieje, a w końcu otpadnie, i nie pytaj mnie nawet skąd
wiem, zresztą i tak nie możesz, bo jestem martwa. Wszystkiego najlepszego,
Dezyderata".
  Wziął pakunek z zamkniętymi oczami.

			"Wyprawa czarownic" s. 27
%
  "PSPS Powiec tym 2 Staruchom że mają nie jechać z tobą, bo tylko wszystko
popsują".
(...)
- Aha! - zawołała tryumfalnie - Teraz zobaczymy, czego naprawdę chciała
Dezyderata.
  Poruszając wargami odczytała list. Magrat usiłowała zebrać całą siłę woli.
  Kilka mięśni drgnęło na twarzy babci. Potem spokojnie zmięła papier.
- Tak jak myślałam - powiedziała. - Dezyderata pisze, że mamy koniecznie pomagać
Magrat, jako że jest młoda i w ogóle. Prawda, Magrat?
(...)
- Tak - wymamrotała załamana - coś w tym rodzaju.

			"Wyprawa czarownic" s. 34, 38
%
  Wydawało się całkiem niemożliwe, by Jason Ogg, mistrz kowalski, był synem
niani Ogg. W ogóle nie wyglądał, jakby mógł się normalnie urodzić, ale jakby go
zbudowano. W stoczni.

			"Wyprawa czarownic" s. 39
%
  Jedną ze słabych stron mocna na ogół ukształtowanego charakteru babci
Weatherwax była nieumiejętność sterowania różnymi rzeczami. Sama idea wydawała
się obca jej naturze. Uważała, że jej sprawą jest się poruszać, a do reszty
świata należy takie ustawienie, żeby dotarła do celu. Oznaczało to, że czasami
musiała schodzić z drzew, na które wcale się nie wspinała.

			"Wyprawa czarownic" s. 42
%
- Co to za kapelusz? - mruknęła.
  Niania uśmiechnęła się tylko. W końcu znała Esme Weatherwax od
siedemdziesięciu lat.
- Szczyt mody, co? Zrobiony u pana Vernissage z Kromki. Ma wiklinowe wzmocnienia
aż do czubka, a środku osiemnaście kieszonek. Wytrzymuje uderzenie młota. Taki
to jest kapelusz. A co powiesz na to?
  Niania uniosła brzeg spódnicy, demonstrując nowe buty. Jako butom, babcia
Weatherwax nie mogła nic im zarzucić. Miały odpowiednią dla czarownicy
konstrukcję, to znaczy, że załadowany wóz mógłby po nich przejechać, nie
pozostawiając żadnego wgniecenia w grubej skórze. Jedyne, co w nich było
niewłaściwe to kolor.
- Czerwone? - zdumiała się babcia. - To nie jest kolor dla butów czarownicy.

			"Wyprawa czarownic" s. 43
%
- Będzie tęsknił za mamunią, jeśli go zostawimy. Prawda? - zagruchała niania
Ogg, podnosząc Greeba z ziemi. Zwisał bezwładnie, jak złapany w połowie bukłak z
wodą.
  Dla niani Ogg Greebo wciąż był małym kociakiem goniącym za kłębkiem wełny.
  Dla reszty świata był wielkim kocurem, wypchanym niewiarygodnie niezniszczalną
siłą życiową opakowaną w skórę, która mniej przypominała futro, a bardziej
kawałek chleba pozostawiony na dwa tygodnie w wilgotnym miejscu. Obcy często się
nad nim litowali, bo praktycznie nie miał uszu, a jego morda wyglądała, jakby
usiadł na niej niedźwiedź. Nie mogli wiedzieć, że przyczyną tego jest kocia duma
Greeba, która kazała mu próbować walczyć albo gwałcić absolutnie wszystko, aż do
czworokonnego wozu z drewnem włącznie. Kiedy Greebo maszerował ulicą, groźne psy
skamlały i chowały się pod schodami. Lisy trzymały się z daleka od wioski. Wilki
starały się ją omijać.
- To tylko wielki pieszczoch - rzekła niania.

			"Wyprawa czarownic" s. 44
%
Trzy czarownice leciały przez labirynt krętych wąskich kanionów, całkiem
podobnych do siebie.

			"Wyprawa czarownic" s. 46
%
  Walnęła w drzwi.
- Otwierać vous, gunga din, rach-ciach, ale szybko, do licha! - powiedziała.
  Babcia Weatherwax przysłuchiwała się z uwagą.
- Mówisz po zagranicznemu?
- Mój wnuk Shane jest marynarzem. Zdziwiłabyś się, jakich słów uczy się w obcych
stronach.

			"Wyprawa czarownic" s. 65
%
- Pokój temu domowi - rzuciła niedbale babcia.
  Było to najlepsze dla czarownicy powitanie. Pozwalało ludziom skupić się na
tym, jakie inne rzeczy mogą spaść na ten dom, i przypominało im o świeżym
cieście, właśnie upieczonym chlebie, albo tobołkach użytecznej starej odzieży,
które mogły na chwilę wypaść im z pamięci.

			"Wyprawa czarownic" s. 66
%
- Guten dzień, chłopie, meine host. Trois beers pour favour avec my, w
podskokach.
- Dlaczego on ma podskakiwać? - zdziwiła się babcia.
- To po zagranicznemu proszę - przetłumaczyła niania.

			"Wyprawa czarownic" s. 66
%
  Przejrzała się smętnie w maleńkim, pękniętym lusterku, a potem poszła do łóżka
i słuchała głosów zza ściany cienkiej jak papier.
- Dlaczego odwracasz lustro od ściany, Esme?
- Nie lubię, kiedy tak się na mnie gapi.
- Gapi się tylko wtedy, kiedy ty się gapisz, Esme.
  Cisza. Po chwili...
- Zaraz... Co to jest to okrągłe?
- Myślę, że to chyba poduszka, Esme.
- Co? Ja bym tego nie nazwała poduszką. I nie ma nawet porządnego przykrycia.
Niby co to ma być, twoim zdaniem?
- To się nazywa kołdra.
- Tam, skąd pochodzę, to się nazywa narzuta.
  Znów chwila wytchnienia.
- Umyłaś zęba?
  Chwila milczenia. I...
- Chyba nie masz zimnych stóp, Esme?
- Nie na pewno nie. Są cieplutkie.
  I cisza. A za moment...
- Buty! Twoje buty! Jesteś w butach!
- Oczywiście, że jestem w butach, Gytho Ogg.
- I ubranie! Nawet się nie rozebrałaś!
- Nigdy dość ostrożności w obcych stronach. Nie wiadomo, kto może się włóczyć po
okolicy.
  Magrat otuliła się... co to było? Rzeczywiście, kołdra. Odwróciła się na bok.
Wyglądało na to, że babci Weatherwax wystarcza godzina snu dziennie, natomiast
niania Ogg chrapałaby nawet na płocie.
- Gytho? Gytho! Gytho!!!
- Cooo?
- Obudziłaś się?
- Teazs ta...
- Słyszałam jakiś hałas!
- ...ja też...
  Magrat zdrzemnęła się.
- Gytho? Gytho!
- ...czego znowu...
- Jestem pewna, że ktoś próbował otworzyć okiennice!
- ...nie w naszym wieku... a teraz śpij...

			"Wyprawa czarownic" s. 68-69
%
  Drogi Jasonie en familie,
  verte po drugiej stronie załączam szkic jakiegoś miejsca, gdzie umarł jakiś
król i go pochowali, nie mam pojęcia dlaczego. To taka wioska, gdzie żeśmy się
zatrzymały na noc. I żeśmy dostały jakieś jedzenie, całkiem niezłe, nigdy byś
nie zgadł, że to ślimaki, a Esme zjadła trzy porcje, zanim się dowiedziała, i
potem zrobiła Awanturę kucharzowi. A Magrat całą noc było niedobrze i teraz boli
ją siedzenie. Myślę o was, wasza kochająca MAMA. PS Wygódki są tu OKROPNE, robią
je WEWNĘTRZU, taka to u nich HYGIENA.

			"Wyprawa czarownic" s. 82
%
- No właśnie. Przyzwoite, uczciwe jedzenie. Weźcie na przykład to, co nam dali
na obiad. Nie twierdzę, że nie było smaczne - przyznała łaskawie. - Na swój
cudzoziemski sposób, naturalnie. Ale nazwali to Cuisses dee Grenolly. Kto
zgadnie co to znaczy?
- Żabie udka - przetłumaczyła odruchowo niania Ogg.
  Zapadła cisza. Babcia Weatherwax nabrała tchu, a na twarz Magrat z wolna
wypełzł bladozielony kolor. Niania Ogg zaczęła myśleć szybciej, niż to robiła od
bardzo dawna.
- Nie prawdziwe żabie udka, naturalnie - zapewniła pospiesznie. - To tak jak
nasza "ropucha w norze", która naprawdę jest tylko kiełbaską w cieście. Taka
żartobliwa nazwa.

			"Wyprawa czarownic" s. 83
%
  Kolejnym pracownikiem naukowym Niewidocznego Uniwersytetu, który wstawał
krótko po nadrektorze i bibliotekarzu, był kwestor. Nie dlatego, że budził się o
świcie, ale już około dziesiątej bardzo ograniczone rezerwy cierpliwości
nadrektora ulegały wyczerpaniu, więc stawał u stóp schodów i krzyczał:
- Kwestooor!

...dopóki kwestor się nie zjawił.

			"Panowie i Damy" s. 37-38
%
- Kwestorowi przydałaby się wycieczka - uznał Ridcully. - Ostatnio zrobił się
jakiś nerwowy, nie mam pojęcia dlaczego. - Pochylił się, by spojrzeć wzdłuż
stołu. - Kwestooor!
  Kwestor upuścił łyżkę do talerza owsianki.
- Widzicie, co mam na myśli? Prawdziwy kłębek nerwów. MÓWIŁEM, ŻE DOBRZE PANU
ZROBI TROCHĘ ŚWIEŻEGO POWIETRZA, KWESTORZE!
(...)
- PEWNIE CHCIAŁBY PAN WYJECHAĆ NA PARĘ DNI Z UNIWERSYTETU, CO?! - zawołał
nadrektor, kiwając głową i wykrzywiając się obłąkańczo. - Cisza i spokój? Zdrowe
życie na wsi?
- Ja, ja, ja, ja bardzo bym chciał, nadrektorze - zapewnił kwestor. Nadzieja
rosła na jego twarzy niczym grzyby jesienią.
- Zuch. Odważny człowiek. Pojedzie pan ze mną. - Ridcully uśmiechnął się
promiennie.
  Twarz kwestora znieruchomiała.

			"Panowie i Damy" s. 42
%
- Wskakuj.
  Casanunda wrzucił do środka swoją drabinę, po czym rozejrzał się w półmroku.
- Czy tam śpi małpa?
- Tak.
  Bibliotekarz otworzył jedno oko.
- A co z zapachem?
- Nie będzie mu przeszkadzał.

			"Panowie i Damy" s. 88
%
Elfy są przedziwne. Budzą zadziwienie.
Elfy są cudowne. Sprawiają cuda.
Elfy są fantastyczne. Tworzą fantazje.
Elfy są urocze. Rzucają urok.
Elfy są czarowne. Splatają czary.
Ich uroda powala. Strzałą.

			"Panowie i Damy" s. 130
%
Rzeka Ankh jest prawdopodobnie jedyną rzeką na świecie, na której 
śledczy mogą wyrysować kredą obrys zwłok.

			"Zbrojni" s. 109
%
[o wnuczce Śmierci]
Inne dzieci dostawały w prezencie cymbałki. Susan musiała tylko poprosić
dziadka, żeby zdjął kamizelkę...

			"Muzyka Duszy" okładka s. 4
%
Mówi się, że kogo bogowie chcą zniszczyć, temu najpierw odbierają rozum. W
rzeczywistości temu, kogo chcą zniszczyć, bogowie wręczają odpowiednik krótkiej
laski z syczącym lontem i napisem "Acme Dynamite Company" na boku. Tak jest
ciekawiej i trwa o wiele krócej.

			"Muzyka Duszy" s. 13
%
- Kiedy człowiek pyta: "O co w tym wszystkim chodzi, tak naprawdę, kiedy się
porządnie zastanowić?", to nie jest z nim dobrze - stwierdził skręcając
papierosa. - Ale nie wiem, co to znaczy, kiedy on to mówi. Znowu ma te swoje
humory.
(...)
- Cała ta sprawa z jego córką - mówił Albert. - Znaczy... córka? A potem
usłyszał o terminatorach. Nie dał sobie spokoju, dopóki nie wyjechał i nie
przyjął kogoś do terminu. Ha! Same kłopoty z tego wyszły. (...)
- Zawsze coś pokręci. Na tym polega problem. Jak wtedy, kiedy usłyszał o Nocy
Strzeżenia Wiedźm. Pamiętasz? Musieliśmy wszystko załatwić: dębowe drzewko w
donicy, papierowe kiełbaski, wieprzowa kolacja, on w papierowym kapelusiku
pytający CZY TO ZABAWNE? Zrobiłem dla niego taką małą ozdobę na biurko, a on
podarował mi cegłę.

			"Muzyka Duszy" s. 20
%
Klasa uczyła się właśnie o jakiejś rebelii, w której chłopi chcieli przestać być
chłopami, a ponieważ szlachta zwyciężyła, przestali być chłopami naprawdę
szybko.

			"Muzyka Duszy" s. 39
%
  Kruk zaczął nerwowo podskakiwać.
- Mogę jej powiedzieć? Mogę? - popiskiwał. Skierował oboje oczu na Susan. - Twój
dziadek jest... (tadada-DAM!)... Śm...
  PIP!
- Kiedyś musi się dowiedzieć.
- Śmieszny? Mój dziadek jest śmieszny? - oburzyła się Susan. - Wyciągacie mnie z
łóżka w środku nocy, żeby pogadać o jakichś ekscentrycznościach zachowania?
- Nie powiedziałem "śmieszny". Powiedziałem, że twój dziadek jest...
(tadada-DAM!)... Ś...
  PIP!
- Dobra, niech ci będzie.

			"Muzyka Duszy" s. 46
%
- Musimy tylko coś zagrać - tłumaczył Buog. - Cokolwiek. Nowemu właścicielowi
bardzo zależy na rozrywce.
- Przecież mieli jednorękiego bandytę.
- Ale został aresztowany.

			"Muzyka Duszy" s. 55
%
Załatany Bęben tradycyjnie preferował, no... tradycyjne rozrywki barowe: domino,
strzałki oraz Dźganie Ludzi w Plecy i Zabieranie Im Wszystkich Pieniędzy.

			"Muzyka Duszy" s. 80
%
- My gotowi? - upewnił się Lias, chwytając młotki.
  Obaj jego koledzy pokiwali głowami.
- Dajmy na początek "Laskę maga" - zaproponował Buog. - To zawsze pomaga
przełamać lody.
- Dobra - zgodził się troll. - Raz, dwa... Raz, dwa, dużo, mnóstwo.

			"Muzyka Duszy" s. 82
%
  CHCĘ SIĘ ZACIĄGNĄĆ.
- Zaciągnąć? Gdzie?
  DO KLATCHIAŃSKIEJ LEGII CUDZOZIEMSKIEJ.

			"Muzyka Duszy" s. 93
%
  Przez frontowe drzwi trochę niepewnie wysunęło się duże płaskie pudło o
dziwacznym kształcie. Poruszało się dość nietypowo: kilka kroków naprzód, parę
kroków wstecz. W dodatku mówiło do siebie.
  Detrytus schylił się. Zobaczył - pomyślał chwilę - co najmniej siedem nóg
różnych rozmiarów, z których tylko cztery posiadały stopy.
  Powlókł się do pudła i stuknął je w bok.
- Dobry wieczór, dobry wieczór... Co się tu... dzieje? - zapytał skupiony
starając się nie pomylić niczego w zdaniu.
  Pudło znieruchomiało.
- Jesteśmy... fortepianem - wyjaśniło po chwili.
  Detrytus rozważył tę odpowiedź z należytą powagą. Nie był pewien, co to jest
fortepian.
- Fortepian może chodzić, tak? - upewnił się.
- Mamy nogi - stwierdził fortepian.
  Detrytus musiał przyznać mu rację.
- Ale to środek nocy.
- Nawet fortepiany mają czasem wolne.
  Detrytus poskrobał się po głowie. To chyba wyjaśniało wszystkie wątpliwości.
- No... W porządek - rzekł.

			"Muzyka Duszy" s. 107
%
- Może nas złapać.
- Nie zdoła nas powstrzymać. Przybyliśmy z misją od Buoga.

			"Muzyka Duszy" s. 108
%
Opadające nuty przywołały wspomnienie kopalni, gdzie przyszedł na świat,
krasnoludziego chleba - takiego, jaki wykuwała na kowadle mama...

			"Muzyka Duszy" s. 278
%
Jest taka klątwa.

Mówią:
Obyś żył w ciekawych czasach!

			"Ciekawe czasy" s. 6
%
  To motyl burz.
  Skrzydełka ma nieco bardziej wystrzępione niż u pospolitych motyli. W
rzeczywistości, dzięki fraktalnej naturze wszechświata, oznacza to, że te
postrzępione brzegi są nieskończone - tak jak nieskończona jest dowolna linia
brzegowa, mierzona z ostateczną, mikroskopową dokładnością. A jeśli nawet nie,
to przynajmniej jest tak bliska nieskończonej, że w pogodne dni można stamtąd
zobaczyć samą Nieskończoność.
  Zatem, skoro mają nieskończenie długi obwód, same skrzydła - to logiczne -
muszą być nieskończenie wielkie.
  Być może, wydają się mieć rozmiar odpowiedni dla motyla, ale tylko dlatego, że
istoty ludzkie zawsze przedkładają zdrowy rozsądek nad logikę.

			"Ciekawe Czasy" s. 10-11
%
  Patrycjusz wzruszył ramionami.
- Mniejsza z tym. To nie takie ważne. Ale skoro już pan tu jest, nadrektorze,
skoro postanowił pan odwiedzić mnie po drodze do spraw, jestem pewien,
nieskończenie bardziej istotnych... To naprawdę bardzo uprzejme z pana strony...
Zastanawiam się, czy mógłby mi pan zdradzić: kto jest Wielkim Magiem?
  Ridcully zastanowił się chwilę.
- Pewnnie dziekan - stwierdził - Waży chyba ze dwieście pięćdziesiąt funtów.
- Z jakiegoś powodu mam wrażenie, że nie jest to właściwa odpowiedź - rzekł
Vetinari. - Z kontekstu wnioskuję, że "wielki" oznacza wybitnego.
- W takim razie nie dziekan.

			"Ciekawe Czasy" s. 14
%
- Eee... To nie powinno sprawić kłopotów - dodał. - Wszyscy uważali, że tak, ale
moim zdaniem to tylko kwestia absorpcji energii i przeliczenia prędkości
względnych.
  Oświadczenie to wywołało chwilę tego zdumionego, podejrzliwego milczenia,
jakie zwykle następowało po uwagach Myślaka.
- Prędkości względne - powtórzył Ridcully.
- Tak, nadrektorze.
  Myślak spuścił wzrok na swój prototyp suwaka logarytmicznego i czekał.
Wiedział, że nadrektor uzna za niezbędne, by dodać w tym miejscu jakiś
komentarz, demonstrujący, że coś jednak zrozumiał.
- Moja matka umiała ruszać się jak błyskawica, kiedy...
- Chodziło mi o to, jak szybko lecą jedne rzeczy w porównaniu do innych rzeczy -
wyjaśnił Myślak szybko, ale nie dostatecznie szybko.

			"Ciekawe Czasy" s. 21-22
%
  Ridcully siedział przy biurku, otoczony przez starszych magów, którzy
usiłowali wytłumaczyć mu różne rzeczy. Nie zwracali uwagi na dobrze znane ryzyko
związane z próbami tłumaczenia Ricully'emu czegokolwiek - takie mianowicie, że
wybierał tylko fakty, które mu odpowiadały, i oczekiwał, że pozostali nadrobią
dystans.
- Czyli - rzekł - to nie rodzaj sera.
- Nie, nadrektorze - zapewnił kierownik studiów nieokreślonych. - Rincewind jest
rodzajem maga.
- Był - poprawił wykładowca run współczesnych.
- Nie ser. - Ridcully nie chciał zrezygnować ze swojej teorii.
- Nie.
- Brzmi to jak nazwa, która kojarzy się z serem. Znaczy: funt dojrzałego
rincewinda... dobrze się układa na języku.

			"Ciekawe Czasy" s. 24
%
- Fascynujące - stwierdził Ridcully. - Myśląca grusza, tak? Przyklęknął,
usiłując zajrzeć pod spód.
  Bagaż cofnął się trochę. Był przyzwyczajony do grozy, terroru, przerażenia i
paniki.
  Nadrektor wstał i otrzepał kolana.
- Oho - powiedział, widząc zbliżającą się niewysoką postać. - Jest już ogrodnik
z drabiną. Dziekan wisi na żyrandolu, Modo.
- Zapewniam, że jest mi tu całkiem wygodnie - odezwał się głos z okolic sufitu.
  - Może ktoś zechciałby podać moją herbatę?
- Byłem zdziwiony, gdy pierwszy prymus zdołał jednak zmieścić się do kredensu -
  dodał Ridcully. - To niezwykłe, jak człowiek potrafi się złożyć.
- Ja tylko... sprawdzałem srebra - odpowiedział mu głos z głębin kredensu.
  Bagaż uchylił wieko. Kilku magów odskoczyło gwałtownie.
  Ridcully obejrzał zęby rekina powbijane tu i ówdzie w drewno.
- Zabija rekiny, mówiłeś?
- Tak - potwierdził Rincewind. - Czasami wyciąga je na brzeg i skacze po nich.
[...]
  Ekonimika emocji należała do mocnych punktów osobowości Ridcully'ego. Był pod
wrażeniem. Był zafascynowany. Był nawet trochę wstrząśnięty, kiedy to coś
wylądowało w środku grupy magów i wywołało zadziwiające zjawisko pionowej
akceleracji dziekana. Ale nie był przestraszony, ponieważ brakowało mu
wyobraźni.

			"Ciekawe Czasy" s. 41-42
%
- Tak, kwestorze?
- To ta książka, Mustrum, którą pożyczył mi dziekan. O małpach.
- Doprawdy?
- Jest wręcz fascynująca - zapewnił kwestor, obecnie w środkowej części swego
cyklu psychicznego, a zatem mniej więcej na właściwej planecie, choćby i
odizolowany pięcioma milami umysłowej waty. - To prawda, co mówił. Piszą tutaj,
że dorosły samiec orangutana nie ma żadnych tworów skórnych, chyba że jest
samcem dominującym.
- I to jest takie fascynujące?
- No tak, bo przecież on ich nie ma. Zastanawiam się dlaczego. Trudno chyba
zaprzeczyć, że dominuje w bibliotece.
- Rzeczywiście - zgodził się pierwszy prymus - ale wie też, że jest magiem. A w
takim razie nie dominuje w całym uniwersytecie.
  Każdy mag, gdy już wypowiedź trafiła mu do wyobraźni, spoglądał z uśmiechem na
nadrektora.
- Przestańcie się tak gapić na moje policzki! - krzyknął Ridcully. - Ja nad
nikim nie dominuję!

			"Ciekawe Czasy" s. 42-43
%
- Wściekle dziwaczny kraj - stwierdził. - Wiedziałeś, że postawili mur dookoła
całego Imperium Agatejskiego?
- Ma nie dopuścić do środka... barbarzyńskich najeźdźców.
- O tak, znakomita ochrona - mruknął z ironią Cohen. - Takie tam: och, na bogów,
tu jest dwudziestostopowy mur, ojej, chyba lepiej zawróćmy przez tysiąc mil
stepu, a nie na przykład rozważmy możliwość zastosowania drabin wynikającą z
rosnącego tam sosnowego lasu. Nie. Mur jest po to, żeby trzymać ludzi w środku.
A reguły? Mają tu reguły na wszystko. Nawet do wychodka nikt nie chodzi bez
papieru.
- Wiesz, prawdę mówiąc, ja też...
- Papieru, który potwierdza, że możesz iść do wychodka. O to mi chodziło. (...)

			"Ciekawe Czasy" s. 68
%
- Wie pan, wydaje się pan człowiekiem nieźle wykształconym jak na
barbarzyńcę...
- Ależ nie. Nie zaczynałem jako barbarzyńca. Kiedyś byłem nauczycielem
w szkole. Dlatego nazywają mnie Ucz.
- A czego pan uczył?
- Geografii. Interesowały mnie również badania Aurientu. ale zrezygnowałem
i postanowiłem zarabiać na życie mieczem.
- Chociaż wcześniej przez całe życie był pan nauczycielem?
- Przyznaję, wymagało to zmiany perspektywy.
- Ale... no... przecież.. niedostatki, straszliwe zagrożenia, codzienne
narażanie życia...
Saveloy ucieszył się wyraźnie.
- Więc pan też uczył kiedyś w szkole?

			"Ciekawe Czasy" s. 79
%
Zwątpienie nie było czymś regularnie wizytującym czaszkę Cohena. Kiedy człowiek
usiłuje w jednej ręce nieść wyrywającą się dziewicę ze świątyni i worek
skradzionych świątynnych skarbów, a drugą walczy z kilkoma rozzłoszczonymi
kapłanami, niewiele pozostaje mu czasu na refleksje. Dobór naturalny sprawił, że
zawodowi bohaterowie, którzy w kluczowym momencie skłonni są zadawać sobie
pytania w rodzaju "Jaki jest cel mojego życia?", w krótkim czasie tracili i cel,
i życie.

			"Ciekawe Czasy" s. 99
%
Skończył czterdzieści lat, nim odkrył, że seks oralny nie polega na rozmowie o seksie.

			"Ciekawe Czasy" s. 127
%
- Właśnie. Miło Będzie, jeśli pan do nas dołączy. Mógłby pan może zostać
barbarzyńskim... pchać ziarna...kawałkiem sznura z węzłami... no... księgowym.
Zabił pan już kogoś?
- Nie bezpośrednio. Ale zawsze uważałem, że wielkich zniszczeń można dokonać
dobrze umieszczonym Ostatecznym Wezwaniem Płatniczym.
- Aha - uśmiechnął się Saveloy. - Cywilizacja.

			"Ciekawe Czasy" s. 175
%
Czterech Jeźdźców, których przybycie zwiastuje koniec świata, to jak wiadomo
Śmierć, Wojna, Głód i Zaraza. Ale również mniej spektakularne wydarzenia mają
swoich Jeźdźców. Na przykład Czterej Jeźdźcy Przeziębienia to Zasmarkanie,
Kaszel, Katar i Brak Chusteczek;

			"Ciekawe Czasy" s. 222
%
- Odgadliście sylabę "wind"? Trudno ją było zdalnie pokazać.
- Żaden z nas na to nie wpadł. Ale kiedy on zrobił "oszlagszlagszlag zaraz tu
zginę", wszyscy trafili to za pierwszym razem. Bardzo pomysłowe. Ehm. Chyba
utknąłeś.

			"Ciekawe Czasy" s. 286
%
- Jego lordowska mość jest nieco... - zaczął Vimes. Potem chwycił Colona i
wywlókł go z pokoju. - Myślę, że został otruty, Fred. Taka jest prawda.
Sierżant był przerażony
- Na bogów! Mam sprowadzić doktora?
- Oszalałeś? Chcemy, żeby żył.

			"Na glinianch nogach" s. 65
%
    Na końcu Żadnejtakiej stała szubienica, gdzie złoczyńców - a przynajmniej
ludzi uznanych za winnych czynienia zła - wieszano, by kołysali się na wietrze
jako przykłady sprawiedliwej kary, a także - w miarę działania żywiołów - jako
eksponaty podstaw anatomii.

    Kiedyś rodzice  przyprowadzali tu dzieci, by na strasznym przykładzie uczyły
się i zapamiętywały, jakie sidła i niebezpieczeństwa czyhają na przestępców,
wyrzutków i tych, którzy przypadkiem znajdą się w nieodpowiedniej chwili w
nieodpowiednim miejscu. Dzieci patrzyły na przerażającego trupa na łańcuchu,
słuchały surowych kazań, po czym - jako że działo się to w Ankh-Morpok - wołały
"O rany! Świetne!" i wykorzystywały ciało jako huśtawkę.

			"Na glinianych nogach" s. 120
%
   Jest takie krasnoludzie przysłowie "Każde drzewo ścina się na poziomie ziemi"
- choć podobno jest to ocenzurowane tłumaczenie powiedzenia, które dosłownie
brzmi: "Kiedy jego ręce sa powyżej twojej głowy, jego krocze jest na poziomie
twoich zębów".

			"Na glinianych nogach" s. 146
%
 (...) bo akurat koło domu chciał wymurować sobie nowy grill, dał się kiedyś
wytuatuować, bo miał siedemnaście lat i był pijany (*), a choroby morskiej
dostaje już na wilgotnym chodniku.

(*) Te okreslenia często są synonimami

			"Na glinianych nogach" s. 151
%
    I to dobre wykształcenie. Dopiero potem zorientowała się, że było to
wykształcenie w dziedzinie, no... wykształcenia. To znaczy, że gdyby ktoś
potrzebował nagle policzyć objętość stożka, mógł spokojnie zwrócić się do Susan
Sto-Helit. Ktoś, kto nie potrafiłby przypomnieć sobie kampanii generała
Tacticusa albo pierwiastka z 27,4, łatwo uzyskałby jej pomoc. Jeśli potrzebny
był ktoś, kto umie w pięciu językach rozmawiać o elementach gospodarstwa
domowego oraz rzeczach, które można kupić w sklepach, Susan była pierwsza
w kolejce. Wykształcenie to prosta sprawa.
    Nauczenie się czegoś okazało się trudniejsze.
    Uzyskanie wykształcenia przypominało trochę chorobę przenoszoną drogą
płciową. Człowiek przestawał się nadawać do sporej liczby zajęć, a potem
nachodziła go chęć, by przekazać ją dalej.

			"Wiedźmikołaj" s. 29
%
Siata zyskał swoje przezwisko dzięki osobistemu wkładowi w teorię owej bardzo
specjalistycznej formy usuwania odpadków, znanej jako "cementowe buty".
Nieszczęśliwą wadą tego procesu jest - po pewnym czasie - skłonność fragmentów
klienta do oddzielania się od reszty i wypływania na powierzchnię, co wzbudza
liczne komentarze wśród okolicznych mieszkańców. Pewna ilość drucianej siatki,
jak zauważył, zapobiega tym niedogodnościom, nie utrudniając przy tym
funkcjonowania krabom i rybom, zajętym swoją typową działalnością recyklingową.

			"Wiedźmikołaj" s. 33
%
Trzej mężczyźni spojrzeli na Średniego Dave'a. W ankhmorporskiej warstwie
profesjonalistów uchodził za człowieka cierpliwego i rozważnego. Uważano go za
pewnego rodzaju intelektualistę, ponieważ niektóre z jego tatuaży nie zawierały
błędów ortograficznych.

			"Wiedźmikołaj" s. 37-38
%
- Myślisz, panie, że te małe łobuzy pisałyby do kogoś, kto przechodzi przez
  ściany? - spytała głowa. - A nad "Ho, ho, ho" musisz jeszcze popracować, jeśli
  wolno zauważyć.
HO. HO. HO.
- Nie, nie. Nie - orzekł Albert. - Trzeba w to włożyć trochę życia, panie, bez
  urazy. To ma być porządny, rubaszny śmiech. Musi... Musi brzmieć tak, jakbyś
  sikał brandy i srał puddingiem, wybacz mój klatchiański, panie.

			"Wiedźmikołaj" s. 58-59
%
  +++ Dlaczego Sądzisz, Że Sprawiasz Kłopoty? +++
  Kwestor wahał się przez chwilę.
- Mam własną łyżeczkę, wiesz? - powiedział w końcu.
  +++ Opowiedz Mi O Swojej Łyżeczce +++
- Ehm... To mała łyżeczka...
  +++ Czy Twoja Łyżeczka Cię Niepokoi? +++
  Kwestor zmarszczył czoło. A potem jakby zebrał siły.
- Patrzcie, idzie Pan Galaretka! - zawołał, ale chyba nie włożył w to serca.
  +++ Jak Dawno Jesteś Panem Galaretką? +++
  Kwestor spojrzał na HEX-A z gniewem.
- Kpisz sobie ze mnie? - zapytał.
- Niesamowite! - westchnął Ridcully. - Zaskoczył go! Jest lepszy niż pigułki z
  suszonej żaby! Jak do tego doszliście?
- No... - zawahał się Myślak. - Jakoś samo się zdarzyło...
- Niesamowite - powtórzył nadrektor. Wytrząsnął popiół z fajki stukając nią
  w obudowę HEX-a w miejscu, gdzie była nalepka "Mrowisko Inside".

			"Wiedźmikołaj" s. 104-105
%
- A mnie zawsze dają sole kąpielowe - poskarżył się Nobby. - I mydło kąpielowe,
  i płyn do kąpieli, i takie ziołowe kąpielowe dodatki i w ogóle całe tony
  kąpielowych różności. Nie mam pojęcia dlaczego, przecież w ogóle prawie nigdy
  się nie kąpie. Można by sądzić, że potrafią to zrozumieć, nie?

			"Wiedźmikołaj" s. 126
%
To zadziwiające - biorąc pod uwagę historię ich osiągnięć w niemal każdej innej
dziedzinie - że rządy tak doskonale radzą sobie z tuszowaniem spotkań z obcymi.

			"Wiedźmikołaj" s. 169
%
Pokój pana Lilywhite okazał się malutki. Co nie zaskakiwało. Dziwiło raczej to,
jak dokładnie jest uporządkowany, jak starannie posłane łóżko, jak zamieciona
podłoga. Trudno było sobie wyobrazić, e ktoś tu naprawdę mieszka, chociaż
świadczyło o tym kilka znaków. Na małym stoliku obok łóżka stał nieduży dość
prymitywny portret buldoga w peruce - lecz po dokładniejszym przyjrzeniu się
mogła to być kobieta. Tę hipotezę potwierdzała dedykacja na odwrotnej stronie:
"Dla Grzecznego Chłopczyka od Mamusi".
			
			"Wiedźmikołaj" s. 188
%
- To może być niebezpieczne. Nie sądzę, żeby znalazła się tam z własnej woli.
  Dasz sobie radę w walce?
- Tak. Mogę wymiotować na ludzi.
%
	Współczesnie tylko kosmologom i fizykom cząsteczkowym wolno wymyślać
nowe rodzaje materii, kiedy próbują wyjaśnić, dlaczego ich teorie nijak nie
chcą się zgadzać z obserwowaną rzeczywistością. Kiedy kosmologowie odkrywają,
że galaktyki wirują z niewłaściwymi prędkościami i w niewłaściwych miejscach,
nie odrzucają swoich teorii grawitacji. Aby zapełnić czymś 90% brakującej masy
wszechswiata, wymyślają "zimną ciemną materię". Gdyby zrobił to inny naukowiec,
ludzie załamywaliby ręce i oskarżali go o ratowanie teorii za wszelką cenę.
Kosmologom jednak jakoś to uchodzi.

			"Nauka Świata Dysku II" s. 17
%
	Narrativum jest pierwiastkiem, jak siarka, wodór czy uran. Powinien
mieć symbol Na, ale dzięki gromadzie starożytnych Włochów Na jest już
zarezerwowane dla sodu (to tyle, jeśli chodzi o So). Pewnie więc będzie to Nv,
albo i Zq, jeśli wziąć pod uwagę, co zrobili z sodem.

			"Nauka Świata Dysku II" s. 20